Nawet, jeśli będzie mi tam źle, to i tak będzie lepiej niż tutaj - może to kiepski powód by jechać, ale lepszego nie udaje mi się znaleźć. Co za ironia, jedyny powód , by rzucić wszystko, zostawić swoje życie i ruszyć 2200 km na południe jest kiepski, banalny i nie przekonuje mnie samej...
Ubrana w grubą kurtkę, otulona szalikiem z wątpliwości stoję na lotnisku z dwoma walizkamu wypchanymi po brzegi przerażeniem i wspomnieniami. A ponieważ pakowanie nigdy nie było moją mocną strona ,mam też malutki nadbagaż z nadziei i oczekiwań.
Nie ma wielkich pożegnań i ckliwych chwil , zamiast wylanych łez rozlane wino. Sentymentalne pożegnania zastąpiło krótkie "do zobaczenia".
Nie wiem czy podejmuję dobrą decyzję , grunt by ruszyć się z tego miejsca. Nawet jeśli nie będzie to widowiskowy krok na przód czy wielka zmiana , tylko drobne kuśtykanie naprzód.
Bo czy życie nie jest właśnie od tego, by ciągle , niemal niezauważalnie kroczyć na przód?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz